Wspierają nas
Co ma być to będzie…

Prawda jest taka, że już nie ma o czym pisać. Media zrobiły swoje, wiemy wszystko o wyborze nowego trenera kadry. Znamy kandydatów, teoretyczne procedury, stan prowadzonych rozmów. Wiemy mniej więcej kto z kim chciałby współpracować, kto ma większe szanse, kto by chciał, a kto w sumie tam jest, ale nie czuje się jeszcze na siłach. Wiemy też, co tu chyba jest najważniejsze, że głównym założeniem jest to, by nowym szkoleniowcem  był Polak. Sęk w tym, że najwyższe notowania ma obcokrajowiec. Dziwne? Ależ skąd.

PZPS nie od dziś jest znany z tego, że ustala zasady, których sam nie przestrzega, ale rygorystycznie karze tych, którzy dopuszczą się uchybień. Od samego początku słyszę, że trzeba postawić na własne podwórko i dać szansę naszym trenerom. Tylko jak u licha mamy to zrobić, jeśli dopuszczamy do konkursu zagranicznych trenerów, z niemałym dorobkiem zawodowym, znakomitymi osiągnięciami i świetnie znaną renomą na świecie. Ba, jeszcze sami prowadzimy rozmowy z niektórymi, którzy sami się nie zgłosili. Tak, czysto logiczne postępowanie według wstępnych założeń.

Nie mówię że to źle, ale na miejscu takiego „polskiego” trenera, chyba nie czułabym się pewnie w takiej sytuacji, a jeżeli zostałabym wybrana, to na 90% byłabym pewna, że wybrali mnie tylko dlatego, że te „światowe” gwiazdy nie chciały, nie zgodziły się albo zrezygnowały. Czyli wygrałam, bo kogoś trzeba było wybrać, a nie dlatego, że byłam najlepsza czy przedstawiłam najciekawszy pomysł na zespół.

Można by rzec – jak zwykle zresztą – telenowela jak się patrzy :D
Przemyślane działania w wyborze trenera i wyważona, pewna decyzja kto i dlaczego mają nieprzecenioną wartość. Skutki poprzedniego wyboru – dla mnie: „De Giorgi – bo tak” – widzieliśmy w minionym sezonie reprezentacyjnym. Nie wygraliśmy zupełnie nic. Ten typ się kompletnie nie sprawdził i tak, trzeba było coś zmienić. Czy formuła z obcokrajowcem na ławce się wypaliła, jak kto wszyscy zgodne mówią? Nie jestem pewna. W końcu poprzednie zagraniczne nazwiska przyniosły nam wiele korzyści. Każdy coś wygrywał, przywoził medale, odkrywał nowych świetnych zawodników. De Giorgiemu nie wyszło, zdarza się. Ja też nie zdałam wszystkich egzaminów za pierwszym razem. I każdy nienawidził w szkole jakiegoś przedmiotu, co nie znaczyło, że tej szkoły nie lubił.

Tu chyba nie chodzi o to, czy teraz trenerem na być Polak, czy nie. Chodzi o to, żeby to był człowiek, który zrobi z zawodników drużynę, bo indywidualnościami już są. Musi sklecić wszystko od nowa, nawet kosztem tych indywidualności. Musi najpierw sam uwierzyć w to że można, a potem pomóc uwierzyć reszcie. Równie dobrze, może to być Polak, Serb, Amerykanin czy Japończyk. Liczy się efekt końcowy, choć pewnie fajnie by było, gdyby to był „biało-czerwony pan”.

Kandydatów na kandydata na trenera opisywać nie będę. Każdy wie kto co, skąd, jakie szanse procenty i notowania. Jednego znamy lepiej, drugiego mniej. Jeden jest dla nas lepszy, drugi niekoniecznie. Jednego lubimy bardziej, a następnego w ogóle. Czy to ma jakieś znaczenie? Nie. Sami siebie nakręcamy, jak zawsze, a i tak wybierać będą panowie z góry. Może to i lepiej, nie chciałabym się z nimi teraz zamieniać. W końcu patrzą na nich wszyscy, nie tylko my w Polsce. Jesteśmy mistrzami świata, każdy chce wiedzieć jak to u nas wygląda. Już niedługo kolejne mistrzostwa. Czas nas goni, przyszłego trenera i zawodników przede wszystkim.

Co z tego będzie? Trener, drużyna, mecze – wygrane, przegrane. I ktokolwiek tym trenerem by nie był, jak zawsze będziemy komentować, oceniać, krytykować, chwalić, cieszyć się, skakać pod sufit albo rzucać telewizorem. Obyśmy tylko nie nabawili się kontuzji  – ważny rok przed nami.

MS

Komentarze