Trenera reprezentacji znamy już od dawna, ale dobrze było trochę ochłonąć po tej informacji. Przetrawić fakty, przeanalizować, ocenić – jak kto woli. Polak trenerem nie został, jednak chyba nie jest to zadziwiające. Wygrał ten, który miał wygrać, o którym mówiło się od dawna. Vital Heynen okazał się najlepszy. Porzucił nawet swoich rodaków by objąć naszą kadrę, no więc jak go tu nie wybrać?
Proces wyboru nowego szkoleniowca był piekielnie długi, chociaż trudno teraz powiedzieć, czy to dobrze czy źle. Najważniejsze że mamy trenera. Nie został nim ani Piotr Gruszka, ani Andrzej Kowal. Polski plan jeszcze musi poczekać na swoją kolej, choć byłoby to świetnym zagraniem ze strony Heynena, aby któryś z tych panów był w jego sztabie. Nauka przy takim trenera na pewno byłaby dla polskiego człowieka niemałym skokiem do przodu. Bo kim tak naprawdę jest ten Belg?
Pewnie wielu go zna. Charyzmatyczny, otwarty, zafascynowany siatkówką. Niektórzy nawet mówią, że to szalony człowiek. Ja tu akurat widzę pozytyw. Nam chyba takiego szaleństwa teraz potrzeba. I pozytywnego i negatywnego. Kopniaka w tyłek do ciężkiej pracy dla zawodników. Trzaśnięcia drzwiami przez wchodzącymi „do szatni” dziennikarzami. Bo chyba tylko Heynen potrafi wywalić zawodnika z hali jak coś mu się nie podoba i powiedzieć dziennikarzowi, że to on jest trenerem i będzie decydował. Konsekwencje? – Ma je szeroko i głęboko. Moim zdaniem – taki „duży” Raul Lozano.W sumie, to też dobrze, wszyscy mamy miłe wspomnienia po Argentyńczyku. Wniósł do polskiej siatkówki wiele dobrego, więc teoretycznie, hipotetycznie, zakładając że…
Ważne są zasady, a obserwując Heynena z bliska (na hali) i daleka (przed TV), ma on wytyczony cel, schemat, plan i program według którego wszystko się kręci. Na polską reprezentację pewnie ma już milion pomysłów, jak to on. Kontrakt obowiązuje do Igrzysk Olimpijskich w Tokio w 2020 roku. Ale to chyba mało istotny fakt, bo przecież De Giorgi też taki miał.
Ale jest też druga strona Belga. To przemiły, uśmiechnięty człowiek, z dużym dystansem do siebie. Lubiany przez siatkarzy (przynajmniej tak mówią), kibiców. Dziennikarze chyba też nie mogą narzekać na relacje z trenerem, no chyba że nacisną mu na odcisk.
Taki człowiek, z uśmiechem na twarzy gdzie jednocześnie z oczu bije pewność siebie i zapał do ciężkiej pracy jest nam teraz potrzebny. Potrzebna jest nam atmosfera, której od kilku miesięcy brakuje. Potrzeba nam kolektywu z indywidualności, bo przecież siatkówka to sport zespołowy,
a indywidualności mamy wspaniałe. Potrzeba zespołu, który gdzieś się nam ostatnio rozjechał.
Jaki będzie efekt jego pracy? Nie mam pojęcia. Na pewno nie zobaczymy go w czerwcu czy lipcu po finałach siatkarskiej Ligi Narodów. A przynajmniej nie chciałabym wtedy jeszcze tego oceniać. Oczywiście docelową imprezą są mistrzostwa świata, a nowa „światówka” poligonem doświadczalnym. Dla trenera przede wszystkim. Nowi zawodnicy, młodzi, starzy, znani, nieznani. Nieważne. Ważne by mieć plan na drużynę, a czy zaskoczy teraz czy za 2 lata, nieistotne. Istotne – na jak długo. Polskie środowisko zna bardzo dobrze. Pracował w Pluslidze. Wiele razy był w naszym kraju. Z innymi reprezentacjami osiągał bardzo dużo. Doprowadzał ich do medali po wielu latach niepowodzeń. U nas te „niepowodzenia” już trochę trwają.
Nie oczekujmy tylko od razu medali. Tak się chyba w dzisiejszej siatkówce nie da. To proces długofalowy, szczebel po szczebelku. Miejsce po miejscu, a jak już na stałe będziemy w czołówce, będzie super. Przecież nie zawsze się wygrywa, teraz chyba nie ma już możliwości bycia drugą Brazylią wygrywającą wszystko ze wszystkimi. A może?
MS
Musisz być zalogowany aby pisać komentarze.