Jesteśmy coraz bliżej, już za chwilę, już za momencik wszystko będziemy wiedzieć. Mogło by się wydawać, że to najlepsze co może być, oczekiwać w napięciu na finał. Tylko że ten nasz finał, w postaci decyzji kto obejmie polską reprezentacją staje się coraz mniej atrakcyjny.
Zostało ich czterech, a nie – trzech, jednak znowu czterech, ale w sumie to może pięciu i dziesięciu. Pogubiłam się w ilości, nazwiskach, narodowościach, a przede wszystkim w preferencjach wszystkich dziennikarzy, ekspertów, zawodników i wielu innych.
Ten najlepszy, ten najbardziej doświadczony, ten spokojny, ale stanowczy, a ten to w ogóle w gorącej wodzie kąpany i nie. Ktoś powie – co za różnica – no różnica wielka, a ja wolałabym, żeby te wielkości i niuanse zarazem nie okazały się minusem na koniec.
Zakładając, że konkurs na trenera reprezentacji zostanie rozstrzygnięty jednogłośnie, po wszelakiej analizie za i przeciw – kadra się podniesie i będzie sukces. Ale zaczynając od początku. Taki wybór jest bardzo trudny, zdaję sobie z tego sprawę, kandydatów jest (czy może było) wielu. I to nie byle jakich, a takich, których zna cały siatkarski świat, przynajmniej kiedyś słyszał i widział. Jedni chcą naprawić błędy, inni spróbować czegoś nowego, jeszcze ktoś ma pracę, ale jeśli tylko to ją zmieni, rzuci.
Ten „konkurs” PZPS stał się bardzo popularny. Przecież niewiele federacji ma taką pozycję na świecie, że takiej sławy szkoleniowcy się do niej zgłaszają. Ja mam tylko jedno pytanie. Jeżeli mamy taką silną pozycję, dobrą reprezentację, z którą chciałby pracować każdy, czemu sami nie wybierzemy sobie trenera? Pod stwierdzeniem sami, rozumiem, że to związek kontaktuje się z tym, którego chce zatrudnić, sam analizuje rynek i wskazuje – ten jest idealny dla naszej wizji. Taki wybór spośród nadesłanych zgłoszeń nie jest całkiem zły, żeby nie było, że się czepiam, ale w sumie chyba bardziej profesjonalne wydaje się – wybieram Ciebie, zamiast – zgłaszam się, jakbyście mieli ochotę mnie wziąć.
Takie podjęcie decyzji „samemu” wymaga jednak pewnej odwagi i odpowiedzialności. Odnoszę wrażenie, że PZPS jej nie ma, a przecież to nie pierwszy konkurs na trenera, jaki przychodzi im przeprowadzić. Odwagi nie brakuje za to dziennikarzom, którzy chyba nie za bardzo zdają sobie sprawę z wagi odpowiedzialności za słowa i czyny. Nie rozumiem i chyba nigdy mi się to nie uda, jak można podać nazwiska trenerów, którzy nie chcieli być podawani. Zastrzeganie sobie takich rzeczy to jedno – musieli mieć swoje powody, mówienie przez jakichś działaczy o tych nazwiskach – skrajnie nieodpowiednie, wydobywanie takich informacji przez dziennikarzy – normalne, ale… pisanie o tym, mimo próśb i wyraźnych wskazań o nierobieniu tego – dla mnie – chamstwo i głupota. Wiem wiem, fajnie jest czytać takie „newsy”, i fajnie jest być ich autorem. Ale tak dziwnie się składa, że od razu po takich bombach – albo te nazwiska są nieprawdziwe, albo co gorsza – już nieaktualne.
Ciekawe dlaczego?
Chciałabym już poznać tego gościa, co obejmie to stanowisko. Skończy się ta „przepychanka” medialna. Skończą się spekulacje. Skończą się pomyłki – o których przy takich sytuacjach – w ogóle nie powinno być mowy. Bo jak można nie zapamiętać chociaż czterech narodowości osób, które się wybrało do dalszych rozmów. Nie wiem czy chciałabym takie rozmowy kontynuować z kimś, kto nie wiem kim i skąd jestem. Zostało mało czasu. Zostało mało kandydatów. Niech już będzie ten 30 listopada. Niech już podadzą to jedno, tak bardzo wyczekiwane w siatkarskim świecie nazwisko. Skończmy już dodawać nowe odcinki do tej niekończącej się telenoweli.
O swoich preferencjach mówić nie będę, bo nie ma sensu. Każdy ma swojego kandydata, ulubieńca i kogoś, kogo skreślał zanim o nim powiedziano. Każdy z kandydatów liczy na zwycięstwo. Oby zwyciężył ten najlepszy i jak najlepiej poprowadził tych, którym tak bardzo zawsze kibicujemy.
MS
Musisz być zalogowany aby pisać komentarze.