Wspierają nas
Nowa odsłona dopingowej ruletki

Doping to obecnie w sporcie temat numer jeden, i niestety, nie jest on pojęciem pozytywnie komentowanym. To, co działo się przed Igrzyskami Olimpijskimi w Rio de Janeiro wszyscy pamiętają. Sprawa rosyjskich sportowców czy „afera” z meldonium wracała do kibiców co kilka dni.

Obecnie w mediach bardzo dużo mówi się na temat postępowania jakie toczy się w sprawie norweskiej biegaczki Therese Johaug. Jednak na przysłowiową „tapetę” w ostatnim czasie rzucono rosyjskich siatkarzy. Czy warto o tym mówić? Warto, bo zyskać może każdy. Krótka analiza?

W połowie stycznia pojawiły się informacje, że prawdopodobnie kilku z reprezentantów Rosji było pod wpływem niedozwolonych środków podczas Igrzysk Olimpijskich w Londynie w 2012 roku. Informację podał Giba. W siatkarskim świecie te doniesienia wywołały burzę, szczególnie, że Giba jest przewodniczącym Komisji Zawodników FIVB, gdzie reprezentuje interesy siatkarzy, w tym również rosyjskich graczy. Niezła historia.

Giba w swojej wypowiedzi miał zaznaczyć, że wybiera się do Szwajcarii, aby wraz z komisją zbadać sprawę dopingu rosyjskich siatkarzy podczas olimpijskiego turnieju i walczyć o złoty medal dla reprezentacji Brazylii. Swój wyjazd do Lozanny ogłosił także na profilu społecznościowym. Co ciekawe, nikt nie był w stanie podać nazwisk rosyjskich zawodników, którzy mieliby stosować niedozwolone środki. Jak podawały brazylijskie media, Giba chciał uzyskać w Lozannie informacje na temat badań antydopingowych przeprowadzanych podczas olimpijskiego turnieju oraz możliwości odebrania Rosjanom złotych medali z 2012 roku i uznania Brazylijczyków za triumfatorów tamtego turnieju.

Do dyskusji włączyła się światowa federacja [FIVB], która wydała w tej sprawie specjalne oświadczenie, w którym podkreśliła, że: … nic na ten temat nie wie i nie zamierza wtrącać się w przyznawanie medali IO, bo nie jest od tego. Musiało zaboleć.

Rosyjskie media bardzo krytycznie podeszły do zarzutów skierowanych w stronę ich siatkarzy. Wladimir Alekno podkreślił nawet, że to Giba jako pierwszy siatkarz został przyłapany na stosowaniu marihuany. Głos w tej sprawie zabrali także rosyjscy politycy, którzy zażądali od siatkarza wyjaśnień. Domagają się oni także ukarania zawodnika przez FIVB za bezpodstawne oskarżenia i niesportowe zachowanie. Dialog toczony na najwyższych obrotach.

Co ciekawe, po ostrej krytyce, Giba wycofał się ze swoich oskarżeń podkreślając, że jego słowa zostały źle zrozumiane i przekręcone. Ale… Giba zamieścił na swoim profilu społecznościowym zdjęcie z podpisem, że jedzie walczyć o złoty medal i dyskwalifikację Rosjan – przynajmniej tak mówią fora, bo zdjęć już nigdzie nie uświadczymy.

Interesujący wydaje się też fakt, że wycofanie się z oskarżeń Giby miało miejsce, kiedy był na spotkaniach z komisją w Lozannie. Można tu bronić Brazylijczyka tym, że te spotkania były wcześniej zaplanowane, a obecność zawodnika, jako przewodniczącego komisji, obowiązkowa. Nie zmienia to jednak faktu, że zbieg okoliczności jest nieco komiczny. Prawie jak wenezuelska telenowela.

Na domiar złego, teraz w sumie już nie wiem dla kogo to „zło”, kilka dni po oskarżeniach i przeprosinach, na łamach portalu Sowiecki sport wypowiedział się ówczesny lekarz kadry Rosji, Jaroslav Smakotnin. Zaprzeczył on jakoby miał podawać któremukolwiek z zawodników niedozwolone środki (jasna sprawa), ale podkreślił jednocześnie, że nie był z nimi cały czas i nie może poświadczyć, że wszyscy „byli czyści”. Daje to możliwość spojrzenia na tę sprawę z zupełnie innej perspektywy. Po opublikowaniu raportu McLarena w siatkarskim środowisku głośno mówiono o tym, że w tysiącach zawodników, których próbki wykazały obecność zakazanych środków są także siatkarze. Wiadomo także, że część z tych analiz dotyczy próbek pobranych podczas igrzysk w Londynie. Do dziś jednak nie zostało ujawnione ani jedno nazwisko siatkarza. I pewnie nieprędko będzie, o ile kiedykolwiek to nastąpi.

W sprawie głos zabrał też Marcin Możdżonek,  którego zdanie podzielam w 100 %. W swoim felietonie dla Przeglądu Sportowego zadał pytanie – co, jeśli doniesienia o dopingu rosyjskich siatkarzy się potwierdzą. „Czy Sborna straci złoty medal? Czy Włosi otrzymają srebro, a Bułgarzy brąz? A co z naszym meczem ćwierćfinałowym, w którym Rosjanie pokonali nas 3:0? Kto nam odda naszą szansę na uczciwą walkę o podium?”

Siatkówka jest sportem drużynowym, gdzie zawody rozgrywane są innym systemem niż ma to miejsce w sporcie indywidualnym. Jeśli Rosjanie faktycznie byli na dopingu tylko w trakcie meczu o złoty medal, sprawa może wydawać się prosta – dyskwalifikacja drużyny, przynajmniej powinna być, a kolejne reprezentacje przesuwają się w górę końcowej klasyfikacji. Ale co jeśli zawodnicy już we wcześniejszych meczach grali na dopingu? Tu nie wystarczy anulowanie jednego, finałowego rezultatu. Bo przecież równie dobrze inne drużyny mogły z nimi wygrać i awansować do dalszej fazy rozgrywek. Ktoś zupełnie inny mógłby zdobyć medal. W takiej sytuacji trzeba by było powtórzyć cały turniej. Ale tu pojawia się pytanie, na jakich zasadach? Z tymi samymi zawodnikami, trenerami?

Jak to napisał polski siatkarz – „tak, czy inaczej, na koniec przegra sport”.

MS

Komentarze